Jak poprawić swoje oceny w szkole? (na podstawie moich doświadczeń)

Jak poprawić swoje oceny w szkole? (na podstawie moich doświadczeń)

Wiele osób miało w swoim życiu wrażenie, że mogłoby się poprawić.  Że mają pecha, że się do niczego nie nadają, że nie potrafią, nie chcą, nie mogą. Miałam dokładnie takie samo wrażenie, myślałam, że nauka po prostu nie jest dla mnie, że nie jest mi do niczego potrzebna. Na szczęście w porę zrozumiałam, jak bardzo się mylę. 

Nie mam na myśli tego, że musisz być dobry z wszystkiego. W pewnym okresie życia przedmioty już nie są sobie równe, musimy wybrać te mniej istotne i te bardziej.
Może to wydać się teraz głupie, ale ja, będąc w drugiej gimnazjum, naprawdę nie wierzyłam w to, że mogę się dostać do wybranego przeze mnie liceum, które i tak nie miało jakichś niesamowicie wysokich progów. Pod koniec tej samej klasy stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić i w następnej klasie poprawie moje oceny. Nie wierzyłam w cuda, nie marzyłam nawet o pasku, nie wyznaczyłam też granicy, którą muszę przekroczyć jeśli chodzi o średnią. Powiedziałam sobie, że muszę dać z siebie tyle, ile zdołam. Starać się. Przestać olewać naukę, wziąć się do roboty, bo jeśli nic nie zmienię, życie jak piasek przesypie mi się przez palce. Nie mogę tak tkwić w bezradności i wciąż przechodzić obok wszystkiego. Czas zacząć działać. 
Nie było łatwo się przyzwyczaić, jednak z czasem okazało się, że nauka przed testami nie jest wcale bardzo trudna. Że nie wymaga to takiej ogromnej ilości czasu, jak mi się wydawało. Oczywiście, nie dostawałam samych szóstek, jednak nie na tym mi zależało. Chciałam, aby te kilka dwójek na świadectwie zmieniło się w trójki. Żeby nie być „dostateczną” uczennicą i pokazać, że stać mnie na więcej.
Po pierwszym półroczu wyniki mnie zaskoczyły. Wszystkie „dwójki” zamieniły się na trójki, a nawet na czwórki. Z przedmiotu takiego jak angielski, który lubię od zawsze, miałam na koniec klasy drugiej wystawioną trójkę. Wtenczas nie uczyłam się na żadne sprawdziany czy kartkówki. Gdy spojrzałam na oceny proponowane w tym roku, zobaczyłam piątkę. Dowiedziałam się, że potrafię. I byłam z siebie dumna. Od dawna, naprawdę czułam podziw przed swoją pracą. Chciałam więcej.
Często było pod górkę. Zaległości, które uzbierałam przez te dwa lata, dawały mi się we znaki. Nie wszystkie nadrobiłam, ale dzięki temu dowiedziałam się, jak ważna jest systematyczna nauka.
Wiele godzin uczyłam się też dodatkowo do egzaminu gimnazjalnego. Mówiąc szczerze, bardzo się go bałam, ponieważ grał kluczową rolę, jeśli chodzi o rekrutacje do mojej przyszłej szkoły. Jeżeli bym go zawaliła, mogłam o niej zapomnieć. Wciąż brakowało mi pewności siebie, bałam się, że nie utrzymam ocen z pierwszego półrocza. Miesięczny pobyt w szpitalu nie dodawał mi otuchy, panicznie obawiałam się kolejnych zaległości, które by mnie pogrążyły. Wiara w siebie jest kluczowa i trzeba znaleźć coś, co będzie ją w nas podtrzymywać. Mi pomagała w tym momencie muzyka, rozmowa z przyjaciółką o naszych wspólnych obawach, czy nawet internet. Nie chciałam czuć się sama tam, gdzie jestem. Lubię czuć przynależność do jakiejś grupy osób. Dzięki tym sposobom mimo upadków, zawsze powstawałam, chociaż niektóre rzeczy wydawały mi się tak niemożliwe, ilość rzeczy do zrobienia praktycznie przekraczała moje możliwości, a stare nawyki jednak co jakiś czas wracały, nie poddawałam się. I było warto.
Przy wystawianiu ocen czułam szczęście. Z uczennicy, która bała się, że nie zda, ponieważ z matematyki groziła jej jedynka, stałam się uczennicą bez ani jednej dwójki czy trójki na świadectwie. Mało tego. Czerwony pasek, który ostatni raz miałam w podstawówce, pojawił się teraz pośród wystawionych ocen. W drugim półroczu postarałam się jeszcze bardziej, aby moja praca nie poszła na marne. Już przyzwyczaiłam się do nowego trybu nauki.
Jestem zadowolona z siebie i wiem, że cała ciężka praca się opłaciła. Na swoim własnym przykładzie chciałam Wam pokazać, że można odbić się od dna, jeżeli napełnimy się determinacją i wolą walki. Oprócz nauki miałam czas na „życie”, a dzięki pewności siebie, której przy okazji się nauczyłam, świat nagle nabrał więcej kolorów. Jeśli miałabym opisać w kilku podpunktach, jak tego dokonałam, wyglądałoby to tak:
1. Napełnienie się determinacją, ale nie stawianie sobie poprzeczki. Masz robić tyle, ile najwięcej będziesz w stanie, ale nie odpuszczaj sobie.
2. Działanie. Systematyczne uczenie się, nie olewanie.
3. Udział w akcjach dodatkowych. To sprawia, że człowiek dostaje dobrą opinię, a do tego jest przy tym mnóstwo dobrej zabawy. Ja zapisałam się do samorządu, z którym organizowaliśmy wiele różnych akcji, brałam udział też w recytowaniu poezji czy jakichś konkursach.
4. Gdy czujesz, że masz dość, że środowisko, szkoła ciebie przytłacza, nie rezygnuj, tylko spraw, aby chęci na nowo wróciły. Czasem bywa tak, że nagle dostaje się pod rząd kilka złych ocen. Nie poddawaj się, tylko spróbuj to naprawić i na nowo uwierzyć w to, że potrafisz.
5. Odpoczywaj. Nie można żyć w wielkim stresie. Zamiast przez cały weekend kuć, spotkaj się ze znajomymi, idź na impreze czy pooglądaj ulubiony serial. Trzeba czas zagospodarować tak, aby było w nim miejsce na solidną przerwę.
Nauka z pewnością nie jest najważniejszą rzeczą na świecie, jako ludzie jesteśmy kimś więcej niż głupim papierkiem z wypisanymi na nim ocenami. Nie zachęcam też do udziału w „wyścigu szczurów”, który prowadzi głównie donikąd. Chciałam tylko udowodnić, że zawsze możemy się zmienić, że nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia, że możemy stać się tym, kim chcemy, jeśli naprawdę się postaramy. Ja w to wierzę. Pytanie, czy ty w to uwierzysz? 

PS. Rzeczą, która również mi pomogła, a nie wspomniałam o niej we wpisie, jest wyleczenie popularnej choroby na którą chorowałam, czyli depresji, a także odkrycie innej choroby zwanej niedoczynność tarczycy, której skutkiem m.in. było wieczne zmęczenie (po powrocie ze szkoły od razu kładłam się spać i nie robiłam absolutnie nic). Te dwie choroby nasiliły się u mnie w tym samym czasie. Planuję napisać o nich i o tamtych okresie mego życia wkrótce, o ile by was to zaciekawiło.

A wy, napiszcie mi proszę, czy mieliście może momenty w życiu, w których wszystko szło nie tak. Jak z nich wybrnęliście? A może dopiero zaczynacie z tym walczyć? Jakie są wasze sposoby na to, gdy czujecie, że chcecie się już poddać? Jestem bardzo ciekawa waszych odpowiedzi :)




Kim jesteś?

Kim jesteś?

To nie jest tekst, namawiający do „bycia sobą na przekór wszystkiemu i wszystkim”. Szczerze uważam, że taka postawa jest dosyć dziecinna. A może to po prostu wolność słowa, bycia i decydowania o sobie? A... Jeśli nie chcemy być inni?

„Każdy jest inny, wyjątkowy, wspaniały”. I chociaż są to piękne słowa, to, niestety, nieprawdziwe. Być może każdy jest taki (wyjątkowy bo tak) dla jakiegoś grona osób. Jednak przechodząc obok siebie na chodnikach, spoglądając na siebie przez 3 sekundy nikogo nie interesuje Twoja wyjątkowość, ani nas ich wyjątkowość. W tłumie i tak wyglądamy identycznie.
I właśnie... Niektórzy chcą wyglądać zupełnie inaczej. Być inni. I to jest piękne, o ile mamy odzwierciedlać siebie dla siebie, a nie dla samego wyróżniania się w tłumie. Czy tego właśnie chcemy? Bycia innym? Pewnie tak, bo spora większość ludzi lubi być komplementowana, zauważana, ceniona przez społeczeństwo. Ale są osoby, które lubią nie afiszować się, stać z boku, a przecież przez to „bycie sobą” też są odtrącane. Każdy ma inną, prywatną definicję wyrażenia siebie. Marzymy o tym. I na marzeniach się zazwyczaj kończy.
Och, jaki świat byłby piękny, gdybyśmy się nawzajem nie oceniali. Chcesz nosić chokera, bo Ci się podoba. Powiedzą że „masz czarny pas w robieniu loda”. Chcesz mieć tatuaż? „Tatuaże mają tylko kryminaliści!”. Przesądy, uszczypliwe komentarze, złośliwości, przykrości- to czeka na tych, co zdecydują się wyrazić w jakiś widoczny sposób siebie. Niestety, podziwu, docenienia i zrozumienia jest tu najmniej. Chociaż, na szczęście, powoli taki pogląd się zmienia, a ludzie bardziej otwierają się na siebie.
Wygodnie być w cieniu. Nosić ciuchy, które noszą wszyscy, buty które noszą wszyscy, mieć przeciętną fryzurę, przeciętne zainteresowania i przeciętne ambicję. Prowadzi nas tą przeciętną drogą słodka edukacja szkolna, popularne media oraz przeciętne społeczeństwo. Tak naprawdę wyrażanie siebie jest sztuką, do tego szeroko komentowaną i negatywnie postrzeganą. Bo jak inny, to dziwny, jak dziwny, to obcy, a jak obcy, to najlepiej trzymać się z daleka, wykluczyć, porzucić, odseparować się.
Mniej starajmy się być sobą, a bardziej odnajdywać samego siebie. I to pokazać, bo jestem przekonana, że warto.

Uważacie się za osoby, które, no właśnie, potrafią to zrobić? Pokazać kim są, zostać za to docenieni? Ja wciąż się staram, ale ma to różne skutki. Piszcie ;)




Uwięzieni

Uwięzieni

Chciałbyś jeździć na motorze, pójść na dyskotekę. Chcesz zmienić szkołę i pracę, wyjść z toksycznego związku. Chciałbyś żyć pełnią życia. Uważasz, że świat jest za duży i zbyt ciekawy, aby go nie zobaczyć. Mało tego, masz nawet na to wszystko czas. Ale ci nie wolno. Nie wypada. Jesteś zbyt chory. Zbyt stary. 

Wiem, że nas to nie dotyczy. Ale może warto, skoro każdego z nas to czeka.

Starzy ludzie. Na ich głowach kaszkiety, moherowe berety, białe lub siwe włosy. Ich skóra pomarszczona, ich ciało ograniczone ruchowo. Ich życie? Rutyna i nuda. Setki wizyt u lekarzy, mnóstwo bólu i cierpienia. Poczucie bezradności, a co gorsza, bezużyteczności. Między starym małżeństwem po emeryturze zaczynają się kłótnie. Dlaczego? Z braku jakichkolwiek innych zajęć. Praca w ogrodzie, gotowanie, sprzątanie. Codziennie. I wiesz, że nie będzie lepiej.
Pozwólcie, że opowiem wam wyimaginowaną przeze mnie historyjkę, która pomoże wam trochę bardziej wyobrazić sobie tamte czasy i zrozumieć starsze osoby.
Olewasz swoją babcie. Wkurza ciebie to, że na "Rodzinnych spotkaniach" dziadek wciąż się powtarza, jąka. Tak naprawdę mało z nimi rozmawiasz, mało o nich wiesz, oprócz tego, że chodzą kilka razy w tygodniu do kościoła i każde z nich ma jakiś tam zbiór chorób. A twój dziadek był kiedyś młodym i przystojnym człowiekiem. Miał plany, marzenia, grał w piłkę. Twoja babcia przychodziła zawsze na jego treningi by popatrzeć. Potem jechali na motocyklu nad jezioro. Byli młodzi, wolni i czuli że mogą zdobyć świat. Tak jak my teraz.
Z braku pieniędzy całe życie ciężko pracowali. Później pojawili się twoi rodzice, a ich marzenia wysnute w wczesnej młodości były ciągle przekładane, aż wreszcie nigdy niezrealizowane. Bo kiedy byli silni i zdrowi, brakowało im czasu i pieniędzy. Gdy mają mnóstwo czasu i dorobili się jakiegoś majątku przez całe życie- zdrowie uniemożliwia im spełnienie tych dawnych planów. Są uwięzieni w swoim ciele.
Ludzie nie chcą ich słuchać. Sami siebie już nie poznają, mają kompleksy, czasem nawet depresję. "A kto by w takim wieku mógł mieć depresję?"- pyta społeczeństwo. Babci nie wypada już ubrać wysokich, pięknych szpilek, dziadek nie powinien robić sobie tatuażu. Nie odnajdują się już w tym świecie, w nowych technologiach, a organizm odreagowywuje lata ciężkiej pracy, stresów i nerwów. Starsi ludzie często także stają się bardzo naiwni, infantylni, stąd też tyle kradzieży- są łatwym celem.
Przeraża mnie starość. Przeraża mnie myśl o tym, że kiedyś nie będę mogła zrobić tak wielu rzeczy, że będę miała zmarszczki, że będę u kresu mojego życia. Podziwiam tych ludzi, którzy czasem zostają zupełnie sami, a mimo to potrafią być życzliwi. Starają się żyć jak mogą, ale nie zawsze dajemy im taką szansę. Może warto czasem z nimi porozmawiać. Jeżeli pewien starszy Pan jest oschły, zimny, nieprzyjemny, z pewnością zdarzyło się coś w jego przeszłości, co go doprowadziło do takiego stanu bycia. Życzę sobie tego, i wszystkim moim czytelnikom, abyśmy nie przeżyli nigdy sytuacji, które mogłyby nas tak odmienić. Starość jest okrutna. Moja babcia zawsze tłumaczyła mi, że gdy będę starsza, nie będę już bała się śmierci tak, jak teraz. Myślę, że jest w tym jakaś mądrość. Gdy patrzysz na młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają swoje życie, a ty wiesz, że to już ciebie minęło, możesz czuć się... Wręcz beznadziejnie. Bo nie potrafisz nic z tym zrobić. Tak...Bezsilność jest chyba najgorsza.
Dlatego apeluję do was, abyście czasem trochę inaczej popatrzyli na starsze osoby, nie tylko te w rodzinie, ale także nauczycieli, ludzi, których spotykacie w parku. Mam nadzieję, że nie odstraszę was taką tematyką posta, bo przecież o problemach osób starszych też warto rozmawiać. Żyjmy tak, żeby później nie żałować, że "zmarnowaliśmy" życie. W końcu wszyscy będziemy starzy...
Do napisania tego postu zainspirował mnie film na youtube, dosyć dołujący, o 102-letniej tancerce, która pierwszy raz w życiu widzi widea, na których tańczyła [KLIK]. Była piękną kobietą, pełną życia i energii, kochającą scenę, muzykę, taniec. 

Jeśli chcecie, żebym napisała o czymś konkretnym, piszcie propozycję w komentarzach.
I oczywiście zapraszam do podzielenia się swoimi przemyśleniami na temat wpisu na dole. Boicie się starości? Co uważacie o starszych osobach? Jestem bardzo ciekawa waszego zdania.

 

Ta gorsza

Ta gorsza

Jestem tą drugą. Tą brzydszą. Tą, którą nikt się nigdy nie zainteresuję. Tą głupszą. Tą w cieniu. Tą, która nigdy się nie odważy. Tą, której nie wypada. I tą, która przegrywa życie. 

Najczęściej autorami takich stwierdzeń jesteśmy my sami. Najbardziej krytycznymi osobami dla siebie jesteśmy my sami. Zresztą myślę, że wie to każdy. 
Pytanie; z jakiego powodu O SOBIE SAMYM, czyli o kimś, kogo powinniśmy kochać najbardziej na świecie, myślimy z taką pogardą. Zdarza się, że przy tym towarzyszą nam ogromne wyrzuty sumienia. I gdybyśmy nawet coś wybaczyli największemu wrogowi... To nie potrafimy wybaczyć tego sobie. A często tej winy nie mamy, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. 
Ambicje to jedno, ale wpadanie w tzw. "wyścig szczurów" to coś zupełnie innego. Kiedy chcesz robić coś za wszelką cenę, żeby w końcu być "tą lepszą", to ta rzecz przestaję sprawiać tobie radość, a wtedy cały sens robienia tego znika. Czasem więc warto odpuścić.
Zawsze będzie starsza siostra, która ma lepsze oceny niż ty. Zawsze będzie ładniejsza koleżanka, która ma powodzenie. Zawsze będzie "coś" i nie masz na to wpływu. Dlaczego więc tak bardzo chcesz być lepsza?
Niektórzy uważają, że teksty typu "jesteś głupsza od...", "to co robisz jest okropne" itp. motywują nas do działania. Subiektywnie na to patrząc; mnie one zawsze bardziej dobijają! Zamiast myśleć w sposób "tak? to ci jeszcze pokaże!", moje myśli schodziły raczej na "może faktycznie tak jest? może dam sobie spokój, i tak się do niczego nie nadaję". Nie chodzi mi o konstruktywną krytykę, która może faktycznie podbudować, tylko o bezpodstawne, proste i raniące nas w jakiś sposób stwierdzenia. To trudne, ale trzeba starać się ich do siebie nie dopuszczać. A przede wszystkim, nie przekazywać ich dalej.
Nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś "tą gorszą", że to co robisz jest "beznadziejne". Nie słuchaj prostych skwitowań całej twojej osoby, twórczości. Nikt oprócz ciebie nie wie, ile pracy wkładasz w to, co robisz. Prawdą jest, że słowa ranią jak cholera. Niedocenienie też. Kiedy myślisz, że robisz coś dobrze, starasz się jak najlepiej. Próbujesz się dopasować, a inni nawet na to nie zwracają uwagi. Ich myślenie nigdy nie ma sensu. Nie warto rezygnować z siebie dla... No właśnie. Dla kogo?

Napiszcie mi proszę, czy uważacie, że jesteście dla siebie surowi? Oceniacie się za wszystko, a może, wręcz przeciwnie, nie obchodzi was opinia innych? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi!




Porażki

Porażki

Gdy pytam znajomych o ich porażki, opowiadają mi o złym wyborze szkoły, o stracie przyjaciela, o tym, że bojąc się nowego, czegoś nie zrobili, lub zrobili coś czego żałują, o skrzywdzeniu kogoś, nałogach itd. Jest tego naprawdę sporo. 

Kiedy moje koleżanki wyjechały do Londynu, a ja zostałam zupełnie sama, miałam mętlik
w głowie. Bolało mnie to, czułam się odepchnięta przez społeczeństwo, głupsza, mniej wartościowa. 
Gdy uczestniczyłam w konkursie, pomimo wielkiego wysiłku, kilku dni ciężkiej pracy, obmyślania, analizowania i tworzenia, nie dostałam nawet wyróżnienia, zawiodłam się na sobie. 
Ten moment, w którym zraniłam kogoś, na kim mi tak naprawdę zależało, i wiedziałam,
że już nigdy nie wrócimy do stanu sprzed tego, sprawił że miałam dużo wyrzutów sumienia.
To kilka z tysiąca porażek, które popełniłam. Mniejsze czy większe, bolesne bardziej lub mniej, ale istnieją, w życiu każdego. No dobra, prawie każdego.
Bo porażki stają się nimi w momencie, kiedy sami je tak nazwiemy. Z jakiegoś powodu taka sama sytuacja dla jednego może być błahostką, a dla innego katastrofą. Znam doskonale to uczucie, gdy nie możesz spać, jeść, skupić się; Twoje wszystkie myśli krążą wokół jednej, dla Ciebie niesamowicie ważnej rzeczy. Którą schrzaniłeś.
Tak trudno nam pogodzić się z wiadomością, że coś już się wydarzyło. Stało się. Przepadło. Odeszło. (ja, słysząc takie słowa miałam łzy w oczach, nie mogąc się przyzwyczaić do danego stanu rzeczy)
Niesamowicie bolesne jest to uczucie, gdy wszystko, co sobie zaplanowałeś, legło w gruzach.
Nie wierzyłeś, że tak może się stać, a jednak. I że to tak naprawdę tylko twoja, lub niczyja wina. Uwielbiamy szukać wymówek, a jeżeli ich nie ma, wpadamy w wir pytań, odrazy do siebie, do świata, do niewinnych ludzi, mamy w sobie poczucie winy, beznadziejności. Bo to przecież nie tak miało być. A może tak musiało być?
Zawsze po pewnym czasie, gdy trochę się uspokoję, zaczynam rozważać inne opcję. Może ta rzeczywistość, w której się znajduję, jest najlepszą? A jeśli ta sytuacja miała mnie czegoś nauczyć, przygotować do czegoś, dzięki niej będę mądrzejszy, silniejszy psychicznie? Czyżby Londyn nie miał nigdy uciec, bo być może pojadę tam kiedyś z potrzebą odkrycia go, w lepszym dla mnie czasie? Może przegrany konkurs sprawił, że mam większą pokorę do rzeczy, przez co nie wyobrażam sobie za dużo i mniej razy czuję zawód? Czy mogło być tak, że raniąc bliską mi osobę, ustrzegę się przed popełnieniem takie błędu na kimś innym, na którym będzie mi w przyszłości zależało? 
Tak naprawdę to zawsze dostajemy drugą szansę, może nie w konkretnym przypadku, ale wciąż to jakieś doświadczenie, które wykorzystujemy. Bo porażki też nas kształtują, być może nawet bardziej niż sukcesy. Bez nich nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy teraz, nie bylibyśmy tymi ludźmi, co dziś. Najgorszym, co można zrobić, to się poddać. 

Co uważacie za swoje największe porażki? Jak sobie z nimi radzicie, być może wyciągnęliście z nich jakieś lekcję? Koniecznie mi o tym napiszcie.




 Szczęście

Szczęście

Definicji tego słowa, a właściwie stanu było już tysiące. Każdy postrzega szczęście trochę inaczej. Nie wszyscy potrafią je doceniać, niektórzy go nie widzą (lub nie chcą widzieć). Sama byłam kiedyś osobą, która go nie odnajdywała. Ale uczę się tego, z dnia na dzień i jest coraz lepiej.

Czym dla mnie jest szczęście?

Dla mnie to przede wszystkim inni ludzie. Uwielbiam dzielić i dawać swoją radość innym. 
Jestem wręcz przekonana, że pomimo całego bezsensu przez który jesteśmy czasem wręcz osaczeni, zawsze, ale to zawsze warto wygrzebać chociaż odrobinkę szczęścia i przekazać je dalej.
"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, kiedy się ją dzieli"; ten cytat w postaci graffiti widzę czasem, gdy jadę samochodem. Zawsze wtedy myślę, że jest w nim sporo prawdy. 
O ile przyjemniej jest mi przebywać w otoczeniu osób, które mimo wielu trudów życia, zamiast bycia naburmuszonymi, śpiewają, tańczą, cieszą się. Wiem doskonale, że z czasem, gdy nasze problemy zaczynają nas przygniatać, przychodzi smutek, strach, lęk, obawa; i to jest wszystko jak najbardziej zdrowe, normalne, ale przede wszystkim potrzebne. Ale myślę, że najgorsze wcale nie są te złe rzeczy, którymi się otaczamy, tylko jeżeli ktoś przestaje umieć się cieszyć. Myślę, że niestety większość z nas zna osoby chowające urazę w swoim sercu przez długie lata, a nawet do końca życia. Utracenie radości z życia to trochę jak śmierć. 

Uwielbiam zamykać oczy i myśleć o tym, co mnie uszczęśliwia. To może być:
-piosenka, 
-potrawa, 
-zapach,
-miejsce,
-pogoda (uwielbiam ten stan, gdy jestem w domu, a za oknem pada deszcz),
-ludzie,
-zwierzęta,
-zdany egzamin, dobrze napisany sprawdzian,
-docenienie mojej pracy,
-wspomnienia z dzieciństwa,
-rzeczy które np. kojarzą mi się z jakimś szczęśliwym wydarzeniem.
Moi zdaniem tak naprawdę to każdy z nas ma coś radosnego w sobie, chociaż kompletnie różnego. 
Czuję się szczęśliwa, kiedy idę z mamą na śniadanie do restauracji, a promienie słońca przebijają się przez okna na nasze twarze, kiedy moja siostra opowiada mi o swoich sukcesach, gdy idę z moim bratem na spacer, gdy mój tata ma dobry humor, kiedy wracam do domu, a czeka na mnie pyszny obiad, gdy mój pies radośnie merda ogonem... 
A Tobie, co kojarzy się ze szczęściem? 




Listy "otwórz, gdy...", czyli jak sprawić komuś dużo radości.

Listy "otwórz, gdy...", czyli jak sprawić komuś dużo radości.

W naszych czasach listy dostaje się naprawdę rzadko. Jeżeli dostajemy coś od kogoś bliskiego drogą pocztową, jest to raczej paczka prezentów lub pocztówka z jakiegoś miejsca. Listy "otwórz, gdy..." (Open When Letters) to według mnie świetny, przyjemny i kreatywny pomysł na prezent, a co najlepsze, nadaje się tak naprawdę dla każdego!

W tym roku podarowałam moim trzem przyjaciółkom na święta paczkę takich właśnie listów. Oczywiście ich reakcja była bezcenna :D I w tej sytuacji powiedzenie, że najlepszy jest prezent od serca, własnoręcznie przygotowany sprawdza się w 100%. Praktycznie każda osoba, która otrzyma takie listy, podchodzi entuzjastycznie, nie ważne czy to przyjaciółka, chłopak czy... babcia! Cała idea polega na tym, aby przygotować nasz list pod daną sytuację, w jakiej będzie wtedy odbiorca, np. "Otwórz, gdy będzie Ci smutno". Sprawia to, że nasz prezent "dostosowuje się" pod nastrój czy sytuację danej osoby. Jest dzięki temu jeszcze bardziej intymny i ciekawy, a ktoś kto ten prezent otrzymuje, ma poczucie jakbyśmy się właśnie w tym momencie o niego troszczyli. List może być na wesoło (wtedy dodajesz jakieś zabawne gadżety, opisy), albo zupełnie na poważnie. "Dodatki" dobierasz samemu, do własnych potrzeb i własnego budżetu, lub możesz z nich kompletnie zrezygnować.

Istnieją 3 wersje takich listów. 

1. Plik listów. 
Po prostu- piszesz listy, najlepiej, jeśli byłyby pisane odręcznie (no chyba, że tak jak ja, nie masz zbyt ładnego pisma i ci to przeszkadza :P). Bardzo ładnie można to potem obwiązać sznurkiem czy wstążką.
2. List+ tematyczna niespodzianka
Tą wersję podarowałam moim przyjaciółkom. Niespodzianka jest takim "uzupełnieniem" albo "dopieszczeniem" odbiorcy. Listy wtedy zazwyczaj są grube, więc nie można ich ładnie związać jak w przypadku wersji pierwszej. Ja zapakowałam je po prostu do pudełka po glossy czy shiny boxie, ale można też kupić pudełka w różnych sklepach, np. papierniczych. 
3. Niespodzianka!
Ta wersja nadaje się dla osób, które nie mają zdolności do pisania :D Ale może być równie ciekawa. Wystarczy, że kupimy odpowiedni "zestaw" w danej sytuacji. Warto pomyśleć, czy zwykłe, małe koperty nam wystarczą; może być tak że będziemy musieli kupić większe np. na poczcie czy w
sklepie papierniczym. 

Pomysły na tematy listów "Otwórz, gdy..." :

1. Gdy dopiero otrzymasz ten prezent.
W takim liście opisz o co chodzi, poproś żeby nie otwierano listów bez potrzeby.
Dodatki: Warto dać jakiś upominek, żeby "zaspokoić głód" odbiorcy. Może to być cokolwiek :)
2. Gdy będziesz się nudzić. 
W liście możesz dodać Twoje "TOP 10" autorskich pomysłów na zabicie nudy
Dodatki: Wydrukuj kolorowanki dla dorosłych, np. [KLIK], różne psycho-testy typu "Jaki masz charakter?", plik foli bąbelkowej, karty, może jakaś książka. 
3. Gdy będziesz wściekły.
Opisz, jak sobie radzisz ze wściekłością. Wypisz swoje patenty, spróbuj uspokoić taką osobę (a to nie takie proste :D). 
Dodatki: piłka antystresowa, paczka melisowej herbaty, plakat z jakąś gwiazdą (żeby się na tym później wyżyć markerem), pusta kartka do zapełnienia z pytaniami "Na co jesteś wściekły? Dlaczego jesteś wściekły?" (potem warto zniszczyć taką kartkę). 
4. Gdy będziesz głodny.
W tym liście możesz podać pomysły na szybkie dania, wypisać swoje ulubione przepisy.
Dodatki: kisiel do przygotowania na szybko, żelki, zupka chińska, przepis na jakies danie np. pierogi ruskie, domowa pizza itp :D
5. Na samotny, smutny wieczór. 
Napisz pocieszający list o tym, że samotnie nie oznacza nudno. Wypisz swoje ulubione filmy, które polecasz.
Dodatki: Popcorn do mikrofalówki, cukierek, paczka chusteczek na otarcie łez.
6. Gdy będziesz chciał posłuchać piosenek, które przypomną ci o mnie.
Wypisz listę wspólnych hitów z daną osobą, piosenki które przypominają wam o jakichś wydarzeniach, oboje się z nich śmiejecie albo przeżywacie.
Dodatki: Możesz utworzyć listę takich piosenek na youtube, słuchawki, głośnik przenośny
7. Gdy będziesz potrzebować kasy. 
Liścik z jakimiś poradami o oszczędzaniu.
Dodatki: symboliczny grosik, zdrapki, karta podarunkowa,

Opcjonalne tematy listów: 

8. Gdy będziesz miała ochotę na wieczorny relaks.
Przepisy na różne domowe maseczki
Dodatki: Maseczka, kremy (można kupić różne miniaturki np. w Rossmanie)
9. Gdy denerwujesz się egzaminem.
Napisz długi list o tym, że nie ma się czego bać, poleć jakiś zabawny film.
Dodatki: czarny długopis, herbatka na uspokojenie np. melisa, batonik z orzechami np. Snickers
10. Gdy będziesz miała okres.
Typowe pocieszanie :D
Dodatki: Tabletki przeciwbólowe, czekolada, podpaski, tampony, termofor
11. Gdy będziesz wątpić w siebie/gdy będziesz za mną tęsknić. 
List wypisujące wszystkie dobre cechy tej osoby, co jej zawdzięczasz, wasze wspólne wspomnienia.
Dodatki: Wasze zdjęcie.

Moje przyjaciółki były bardzo zadowolone z tych prezentów. Uważacie że takie listy to dobry pomysł? Podzielcie się również swoimi pomysłami na inne tematy listów! 





Copyright © 2014 Wiktoria Gloria , Blogger