Ta gorsza

Ta gorsza

Jestem tą drugą. Tą brzydszą. Tą, którą nikt się nigdy nie zainteresuję. Tą głupszą. Tą w cieniu. Tą, która nigdy się nie odważy. Tą, której nie wypada. I tą, która przegrywa życie. 

Najczęściej autorami takich stwierdzeń jesteśmy my sami. Najbardziej krytycznymi osobami dla siebie jesteśmy my sami. Zresztą myślę, że wie to każdy. 
Pytanie; z jakiego powodu O SOBIE SAMYM, czyli o kimś, kogo powinniśmy kochać najbardziej na świecie, myślimy z taką pogardą. Zdarza się, że przy tym towarzyszą nam ogromne wyrzuty sumienia. I gdybyśmy nawet coś wybaczyli największemu wrogowi... To nie potrafimy wybaczyć tego sobie. A często tej winy nie mamy, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. 
Ambicje to jedno, ale wpadanie w tzw. "wyścig szczurów" to coś zupełnie innego. Kiedy chcesz robić coś za wszelką cenę, żeby w końcu być "tą lepszą", to ta rzecz przestaję sprawiać tobie radość, a wtedy cały sens robienia tego znika. Czasem więc warto odpuścić.
Zawsze będzie starsza siostra, która ma lepsze oceny niż ty. Zawsze będzie ładniejsza koleżanka, która ma powodzenie. Zawsze będzie "coś" i nie masz na to wpływu. Dlaczego więc tak bardzo chcesz być lepsza?
Niektórzy uważają, że teksty typu "jesteś głupsza od...", "to co robisz jest okropne" itp. motywują nas do działania. Subiektywnie na to patrząc; mnie one zawsze bardziej dobijają! Zamiast myśleć w sposób "tak? to ci jeszcze pokaże!", moje myśli schodziły raczej na "może faktycznie tak jest? może dam sobie spokój, i tak się do niczego nie nadaję". Nie chodzi mi o konstruktywną krytykę, która może faktycznie podbudować, tylko o bezpodstawne, proste i raniące nas w jakiś sposób stwierdzenia. To trudne, ale trzeba starać się ich do siebie nie dopuszczać. A przede wszystkim, nie przekazywać ich dalej.
Nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś "tą gorszą", że to co robisz jest "beznadziejne". Nie słuchaj prostych skwitowań całej twojej osoby, twórczości. Nikt oprócz ciebie nie wie, ile pracy wkładasz w to, co robisz. Prawdą jest, że słowa ranią jak cholera. Niedocenienie też. Kiedy myślisz, że robisz coś dobrze, starasz się jak najlepiej. Próbujesz się dopasować, a inni nawet na to nie zwracają uwagi. Ich myślenie nigdy nie ma sensu. Nie warto rezygnować z siebie dla... No właśnie. Dla kogo?

Napiszcie mi proszę, czy uważacie, że jesteście dla siebie surowi? Oceniacie się za wszystko, a może, wręcz przeciwnie, nie obchodzi was opinia innych? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi!




Porażki

Porażki

Gdy pytam znajomych o ich porażki, opowiadają mi o złym wyborze szkoły, o stracie przyjaciela, o tym, że bojąc się nowego, czegoś nie zrobili, lub zrobili coś czego żałują, o skrzywdzeniu kogoś, nałogach itd. Jest tego naprawdę sporo. 

Kiedy moje koleżanki wyjechały do Londynu, a ja zostałam zupełnie sama, miałam mętlik
w głowie. Bolało mnie to, czułam się odepchnięta przez społeczeństwo, głupsza, mniej wartościowa. 
Gdy uczestniczyłam w konkursie, pomimo wielkiego wysiłku, kilku dni ciężkiej pracy, obmyślania, analizowania i tworzenia, nie dostałam nawet wyróżnienia, zawiodłam się na sobie. 
Ten moment, w którym zraniłam kogoś, na kim mi tak naprawdę zależało, i wiedziałam,
że już nigdy nie wrócimy do stanu sprzed tego, sprawił że miałam dużo wyrzutów sumienia.
To kilka z tysiąca porażek, które popełniłam. Mniejsze czy większe, bolesne bardziej lub mniej, ale istnieją, w życiu każdego. No dobra, prawie każdego.
Bo porażki stają się nimi w momencie, kiedy sami je tak nazwiemy. Z jakiegoś powodu taka sama sytuacja dla jednego może być błahostką, a dla innego katastrofą. Znam doskonale to uczucie, gdy nie możesz spać, jeść, skupić się; Twoje wszystkie myśli krążą wokół jednej, dla Ciebie niesamowicie ważnej rzeczy. Którą schrzaniłeś.
Tak trudno nam pogodzić się z wiadomością, że coś już się wydarzyło. Stało się. Przepadło. Odeszło. (ja, słysząc takie słowa miałam łzy w oczach, nie mogąc się przyzwyczaić do danego stanu rzeczy)
Niesamowicie bolesne jest to uczucie, gdy wszystko, co sobie zaplanowałeś, legło w gruzach.
Nie wierzyłeś, że tak może się stać, a jednak. I że to tak naprawdę tylko twoja, lub niczyja wina. Uwielbiamy szukać wymówek, a jeżeli ich nie ma, wpadamy w wir pytań, odrazy do siebie, do świata, do niewinnych ludzi, mamy w sobie poczucie winy, beznadziejności. Bo to przecież nie tak miało być. A może tak musiało być?
Zawsze po pewnym czasie, gdy trochę się uspokoję, zaczynam rozważać inne opcję. Może ta rzeczywistość, w której się znajduję, jest najlepszą? A jeśli ta sytuacja miała mnie czegoś nauczyć, przygotować do czegoś, dzięki niej będę mądrzejszy, silniejszy psychicznie? Czyżby Londyn nie miał nigdy uciec, bo być może pojadę tam kiedyś z potrzebą odkrycia go, w lepszym dla mnie czasie? Może przegrany konkurs sprawił, że mam większą pokorę do rzeczy, przez co nie wyobrażam sobie za dużo i mniej razy czuję zawód? Czy mogło być tak, że raniąc bliską mi osobę, ustrzegę się przed popełnieniem takie błędu na kimś innym, na którym będzie mi w przyszłości zależało? 
Tak naprawdę to zawsze dostajemy drugą szansę, może nie w konkretnym przypadku, ale wciąż to jakieś doświadczenie, które wykorzystujemy. Bo porażki też nas kształtują, być może nawet bardziej niż sukcesy. Bez nich nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy teraz, nie bylibyśmy tymi ludźmi, co dziś. Najgorszym, co można zrobić, to się poddać. 

Co uważacie za swoje największe porażki? Jak sobie z nimi radzicie, być może wyciągnęliście z nich jakieś lekcję? Koniecznie mi o tym napiszcie.




Copyright © 2014 Wiktoria Gloria , Blogger